11/18/2012

Rozdział pierwszy - Dwa zera, jeden, cztery, dziewięć...

WPROWADZENIE.


Josh natychmiast zapalił silnik i przywołał Louis’ego wraz z chłopcem do samochodu. Usiedli na tylnych siedzeniach, obejmując się czule. Wyglądali jak małe dzieci, siedzące pod stołem, które chowają się przed straszną ciotką. Louis był jak ten odważniejszy chłopczyk, który broni młodszej, chudszej siostry – w tym przypadku Harry’ego.

Josh założył na uszy słuchawki i włączył muzykę, dając tym znak, że chłopcy mogą spokojnie porozmawiać. Harry wciąż był roztrzęsiony, a Louis nie mógł uwierzyć w to, że ma kędzierzawego nastolatka przy sobie. Z początku ogarniał go zachwyt i ekscytacja, ale potem wracała szara rzeczywistość. Nie było czasu na myślenie – trzeba było działać. Bardzo szybko i bez wahania. Sam wybrał tę drogę. Musiał pomóc trzem, biednym siedemnastolatkom.

Na pierwszy ogień poszedł Harry, który jak najszybciej musiał zrozumieć, że wszystko będzie dobrze.

- Harry. – Wypowiedział to imię bardzo delikatnie. – Te wszystkie listy… Przysporzyłeś mi tyle kłopotów. Ale…

Otarł dłonią zaspane oczy, a Harry podniósł leniwie głowę.

- Przepraszam – jęknął zachrypniętym głosem, a Louis ponownie objął go i przycisnął do swojego torsu.

- Nie masz za co – sprostował. – To była twoja najlepsza decyzja… Bo wiesz co zrobię poza uratowaniem ci życia?

Hazz podniósł wzrok i uniósł brwi, chcąc powiedzieć: nie mam pojęcia.

- Będę tylko twój, mały – e słowa wypłynęły z jego ust tak po prostu, bez żadnego przemyślenia lub wstrzymania się. – Coś w twoim słowie pisanym sprawiło, że się w tobie zakochałem, ale… jesteś jeszcze dzieckiem.

Harry wyplątał się z uścisku rąk towarzysza i oparł twarz o zimne okno.

- Uraziłem cię? – Louis brzmiał tak, jakby nie wiedział co w jego wypowiedzi było złe. Ale wiedział.

- Zawsze jest jakieś ale – burknął. – Mam ochotę coś zjeść.

Lou zamrugał oczami ze zdumienia. Kędzierzawy potrafił bardzo szybko zmienić temat.

Teraz spoglądał przez okno i mrużył oczy. Zapewne myślał o tym gdzie jadą.

- Zjemy w domu i dopilnuję, byś tego nie zwrócił.

- Miało być lepiej…

Louis uśmiechnął się pod nosem.

- I będzie. Czego się spodziewałeś?

- Tak sobie myślałem, że jeśli mnie uratujesz to będzie happy end, czy coś – wyznał.

- Rumienisz się, Harry – Louis pisnął z zachwytem i zachichotał. Ponownie przyciągnął go do siebie. – Pocałuj mnie.

Nastolatek wzdrygnął się ze zdziwienia i długo patrzył w błękitne oczy. Niestety odwrócił się z rezygnacją.

- Nie chcesz całować kogoś takiego jak ja – jęknął słabym, niewyraźnym głosem.

- Nie mów mi czego chcę – odparł z satysfakcją szatyn i dwoma palcami uniósł brodę młodego. – No już, Harry. Pragnę tego od chwili kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem.

- Jest mi wstyd, zrozum to – upierał się, nadal spoglądając przez szybę. Tym razem tę po drugiej stronie.

- Niepotrzebnie.

Szybko przysunął swoją twarz bliżej jego i pocałowali się. Na początku był to skromny całus, a potem głębszy pocałunek.

- Pomożesz nam, prawda, Louis? – Harry odważył się zapytać. – Mam na myśli…

- Wiem o czym mówisz, mały. – Właśnie przejeżdżali przez jedną z ruchliwych ulic Londynu, gdy Louis przypomniał sobie o Zaynie i Liamie. – Naprawimy was.

Uśmiechnął się i znów przycisnął Harry’ego do klatki piersiowej. Ten wtulił się w niego i powoli zasnął.



Rozdział I. – Dwa zera, jeden, cztery, dziewięć…  


Przez pierwsze dni Louis przygotował dla Harry’ego miejsce do spania w salonie. Kochał go i chciał z nim być, ale bał się, że to za szybko. Nastolatek prędko przyzwyczaił się do życia w ciasnym mieszkaniu Tomlinsona. Zasady były bardzo proste: jemy określoną ilość posiłku, zajmujemy się sobą, nie oczyszczamy się i wykonujemy prace domowe według grafiku. Nagrodą było spanie w jednym łóżku i zabieranie Harry’ego na wycieczki poza miasto. Na tym pierwszym szczególnie zależało nastolatkowi, więc słuchał Louis’ego. A przynajmniej robił wszystko co mógł, by ten myślał, że Harry zdrowieje.


Niestety prawda była taka, że Harry objadał się, wymiotował i uzupełniał zapasy w lodówce, by stwarzać pozory. Wszystko to robił gdy Lou spędzał popołudnie w pracy. Po za tym były wakacje i pogoda dopisywała. Ale Haz nie mógł pozwolić sobie na wyjście dalej niż do mini marketu naprzeciwko, ponieważ nie posiadał kluczy. Marnował każdy dzień i także noc. Pragnął Louis’ego; pragnął mieć go w sobie, ale Louis bał się pójść dalej niż o zwykłe całowanie i obmacywanie. Bał się, że seks wykończy tak słabego fizycznie chłopaka.


Czekał na utęskniony urlop, podczas którego miał zamiar zrobić wszystko, by Harry przybrał na wadze. On także czuł wirowanie w podbrzuszu, gdy tylko widział kędzierzawego. Myślał o nim całymi dniami i nocami. Odliczał tylko dni...


Któregoś dnia wraca do domu późno i Harry już dawno śpi. Leży spokojnie w ich – teraz już  wspólnej - sypialni i słodko pochrapuje. Louis całuje go w policzek i wraca do salonu, by odsłuchać wiadomości nagrane na sekretarce. Wciska guzik, po którym z aparatu wydobył się krótki pisk i głos sekretarki:


Nieodebrane połączenie o 14.12


- Kochanie, mam ten numer do psychologa, o który prosiłeś – w mieszkaniu rozbrzmiewa głos Jay Tomlinson. – Na pewno wszystko dobrze? Oddzwoń.


Następny pisk.


Drugie nieodebrane połączenie o 16.27


- Kiedy znów wyskoczymy na jakieś piwo? – Josh.


Jeszcze jedna wiadomość.


Trzecie nieodebrane połączenie o 20:03


Po drugiej stronie słychać tylko szum i czyjś oddech. To trwa dłuższą chwilę.


- Proszę odbierz. – mówi nieznajomy głos. – Nie doceniłem tego co mówisz, kurwa. Nie doceniłem ciebie, OK.?


Louis rzuca się na kanapę i marszczy brwi. Kto go nie docenił i o co chodzi? Nie zna tego głosu. Nigdy wcześniej go nie słyszał.


- Jesteś pewien, że to ten numer? – zwraca się do kogoś innego, ale jego głos wciąż dociera do słuchawki.


Hej! Jestem najlepszy, tak? Kurwa, kim ty jesteś żeby wątpić w moje zdolności? – słychać kogoś innego. Mniej wyraźnie i ciszej.


Koniec połączenia.


Jęczy sekretarka.


Nie masz więcej wiadomości.


Louis wchodzi do kuchni nie mogąc zapomnieć głosu chłopaka. Powtarza jego słowa pomijając przekleństwa i próbuje przypomnieć sobie czy to co przed chwilą usłyszał mogło być kontynuacją jakiejś zapomnianej już relacji między nim a chłopakiem. Niestety ta wiadomość jest dla niego kompletną nowością. Nie ma pojęcia o co może chodzić.

Wsadza chleb do tostera i nastawia wodę na herbatę. Siada przy stole, przeglądając gazetę, ale odkłada ją uznając, że nie ma tam nic ciekawego. Usłyszawszy świst, biegnie do kuchenki i wyłącza ogień, by nie obudzić Harry’ego. Wrzuca do kubka torebkę herbaty i zalewa ją wrzątkiem. Tosty są już prawie gotowe. Za ten czas przygotowuje dżem i nóż do smarowania. Ma dziś ochotę na nieco słodszą kolacje niż zwykle.


Gdy kończy jeść przypomina sobie, że jutrzejszy dzień rozpoczyna jego urlop. Był tak zapracowany, że dopiero teraz to dostrzegł. Rezygnuje z kąpieli i opiera się o framugę, obserwując chude ciało Harry’ego. Robi mu się żal szesnastolatka. Dzięki listom może wyobrazić sobie jak bardzo cierpi w środku, mimo to, że na zewnątrz okazuje radość. Mimo wszystko Louis uważa Harry’ego za dojrzałego chłopaka, który da sobie radę z terapią i zwalczy swój problem z jedzeniem.


NASTĘPNY DZIEŃ


Harry budzi się pierwszy. Uśmiecha się, gdy czuje ciepłą dłoń przyciągającą go do czyjegoś ciała. Louis śpi wtulony w jego loki z uśmiechem na twarzy. Bawi to nastolatka, ale doprowadza także do nieświadomego westchnięcia. Wstaje, nie budząc szatyna i od razu udaje się do kuchni, by przygotować śniadanie dla swego wybawiciela. Przeglądając wszystkie produkty dostępne w lodówce, decyduje się na naleśniki. Wyjmuje potrzebne składniki i bierze się do roboty. Zanim kończy, Lou wstaje i - nie szukając nastolatka – idzie do łazienki. Siedzi tam dość długo, co jest bardzo korzystne dla Harry’ego.


Świeży, czysty i ubrany w przylegające do jego ciała ciuchy, wychodzi i podąża za wspaniałym zapachem. Nastolatek stoi w fartuchu i uśmiecha się szeroko, wskazując obiema dłońmi na stół. Leżą tam dwa talerze, sztućce, góra naleśników i biały, skromny wazon z czerwoną różą. Louis uśmiecha się i mruga zadowolony, czując, że cię rumieni. Podchodzi do Harry’ego i całuje go namiętnie w usta.


- Kocham Cię. – szepcze mu do ucha i próbuje zająć się jedzeniem, ale Harry wciąż przylega do jego ciała. – No dalej, mały, bo wystygnie.


Mały posłuchał go. Zajmuje swoje miejsce przy stole. Patrzy niepewnie na swoje śniadanie, wyobrażając sobie jak ląduje w toalecie. Louis zauważa jego zmieszanie, więc głaszcze jego policzek i uśmiecha się.


- Dziś zaczynam cię pilnować – oznajmia. – Będzie dobrze, więc jedz.


Co ma znaczyć, że Louis zacznie go pilnować? To wcale nie jest dla Harry’ego nic dobrego. Oczyszczanie sprawiało mu przyjemność fizyczną, a przez Louis’ego już owej nie będzie. Haz rozumiał, że w taki sposób miał się wyleczyć, ale nie wiedział dokładnie do czego dojdzie. Czy zmniejszy się ilość potrzeb ‘oddania’ jedzenia, czy nie będzie ich w ogóle?


~*~


Po południu Louis każe Harry’emu ładnie się ubrać i zaczekać w samochodzie. Nastolatek wykonuje jego polecenie i gdy tylko opuszcza mieszkanie, Louis wybiera numer swojej mamy i przykłada słuchawkę do ucha.


- Dziękuje, że tym razem oddzwoniłeś – wita się, niezbyt entuzjastycznie mama.


- Przepraszam, mamo. Po prostu jestem wykończony… Wracam późno z pracy, śpię do południa…


- Co się dzieje Louis? – przerywa mu natychmiast, wyczuwając coś niedobrego w jego głosie.


- Wszystko jest w porządku – próbuje brzmieć naturalnie.


- Jestem twoją matką Louis Tomlinsonie – warczy. – Prosisz mnie o numer do psychologa, a potem twierdzisz, że wszystko jest w porządku? Martwię się o ciebie! Jeśli będzie trzeba to natychmiast przyjadę, skarbie.


- Zapewniam cię, że ze mną wszystko gra – nie skłamał. – Ten psycholog nie jest dla mnie, mamo. Mój przyjaciel ma problemy, a mnie zależy na tym, by wyzdrowiał.


W słuchawce szumi. Prawdopodobnie Jay odetchnęła z ulgą.


- Jesteś dobrym człowiekiem, Boo Bear – przyznaje. – Masz przy sobie kartkę?


Zabiera długopis i kawałek papieru leżący obok. Rodzicielka zaczyna dyktować adres oraz cyfry…


~*~


- Gdzie jedziemy?


- Po pomoc – uśmiecha się Louis. – Musisz mi zaufać.

Harry’emu nie pozostaje nic innego jak czekanie. Dojeżdżają do 55 Old Broad Street. Dość ruchliwej ulicy, po której przechadza się tłum ludzi. Louis wysiada i trzaska drzwiami, ale Harry nie rusza się z miejsca. Lou puka do niego przez szybę, ale kiedy orientuje się, że nastolatek nie ma zamiaru wychodzić – z powrotem zajmuje swoje miejsce obok niego.

- Zorientowałeś się już gdzie jesteśmy, tak? – pyta na wydechu.

- Nie – odpowiada gburowato Harry. – Ale nie chcę pokazywać się w takim miejscu.

- Dlaczego, skarbie? Jesteś przystojny.

Harry odwraca się i spogląda na Louis’ego z uniesionymi brwiami, obejmując swój tors rękoma.

- Spójrz na mnie – mówi Harry. – Jak ja wyglądam?

Louis nienawidzi patrzeć na Harry’ego z myślą, że jest zbyt chudy, kościsty i obleśny. Dla niego Harry zawsze jest piękny i uroczy. Odwraca więc wzrok i zatrzymuje go na tablicy z napisem: BROAD STREET HAUSE.

- To nie jest tak ważne w tym miejscu.

Haz ponownie unosi brew, a potem marszczy obie.

Tym miejscu? A co to za miejsce? – można usłyszeć oburzenie w jego głosie. – Wziąłeś mnie do domu wariatów?

Louis wybucha niekontrolowanym chichotem. Ale to wcale nie jest śmieszne…

- Tu – wskazuje duży budynek. – jest psycholog. Chcę żebyś wyzdrowiał, Harry.

- Myślałem, że sami sobie z tym poradzimy – odpyskuje i odwraca się obrażony.

- Harry zachowujesz się jak małe dziecko – kwituje Tomlinson. – Sam dobrze wiesz, że nie dałbym rady aż tak ci pomóc. Nie znam się na tym… poza tym mamy mało czasu. Chcę cię mieć dla siebie jak najszybciej.


Kędzierzawy odwraca się z powrotem i uśmiecha mimo wcześniejszych fochów.

- Wiem co robiłeś, gdy byłem w pracy i tego ci nie wybaczę – Louis nadal mówi surowym tonem i tym razem wymachuje palcem przed nosem Harry’ego. Lecz łagodnieje po chwili i zbliża się do jego warg. – Zrób to dla mnie i idź tam. Kocham Cię, wiesz?

Haz dociska swojego usta do jego i zakańcza pocałunek głośnym mlaśnięciem.

- Wiem.


~*~


Tomlinson postanawia jakoś wykorzystać ten czas. Harry powinien siedzieć i mówić o swoich przeżyciach przez całą godzinę, a Louis… no cóż, Louis musi działać. Obiecał, że pomoże; pomoże nie tylko szesnastolatkowi, ale także jego kolegom, którzy są teraz gdzieś w swoim rodzinnym mieście i nadal przeżywają te okropieństwa.


Niestety jest pewien problem. Louis nigdy nie zaczynał rozmowy na te tematy, więc nie wie nawet, gdzie mieszkają chłopcy. Teraz jest gotów pobić sam siebie za tą bezmyślność i odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Pierwsze co wpada mu do głowy to przeszukanie rzeczy Harry’ego. Na pewno jest tam coś co naprowadziłoby go na właściwy trop.


Jedzie więc do mieszkania i od razu udaje się do sypialni. Haz trzyma wszystkie swoje rzeczy w walizce na dnie szafy. Nie ma ich zbyt dużo, ale coś na pewno musi się znaleźć. Louis przeszukuje wszystko, nie tracąc nadziei. Nagle w jego ręce wpada mały, sponiewierany notes. Otwiera na byle jakiej stronie i spostrzega kilka numerów. Nazwiska nic mu nie mówią, więc przegląda dalej. W końcu natrafia na adres i kilka imion, które Louis dobrze zna.


Liam Payne – 0012488248 J


Zayn – 0044363727 L


Niall Horan – 0014969854 [*] (prawdopodobnie już bezużyteczny numer) Niall wróć!


Louis gapi się na dopisek przy imieniu Niall’a tak długo, aż jego kolana miękną i upada na podłogę, by płakać. Dziesięciokrotnie czytaa nazwisko chłopaka, który przedawkował i nie żyje. Już nigdy nie będzie mógł go poznać, a co gorsza – Harry już nigdy nie zobaczy kogoś do kogo się zbliżył.


Wyjmuje komórkę, która ciąży w jego kieszeni i wybiera pierwszy numer. Odsłuchuje sygnały, ale nikt nie odbiera. W końcu włącza się sekretarka.


Dzień dobry, tu Liam Payne. Przepraszam, że nie mogę teraz odebrać. Oddzwonię później, dziękuje.


To łagodny, delikatny głos. Od razu można powiedzieć, że chłopak wychował się w dobrej rodzinie ze względu na maniery. Louis zdycha na myśl jakie rzeczy dzieją się temu biednemu nastolatkowi.


Nie zwleka i wybiera drugi numer. Tym razem nie odzywa się sekretarka. Połączenie zostaje odrzucone.


Louis spogląda na zegarek i orientuje się, że Harry kończy za pięć minut. Łapie dziennik i zarzuca płaszcz, a następnie zbiega po schodach najszybciej jak umie.


~*~


Na miejscu wcale nie ma Harry’ego. Wysłał Louis’emu wiadomość, że zostanie jeszcze piętnaście minut. Szatyn uśmiecha się, gdy to widzi i pierwszy raz od dawna oddycha z ulgą. Ma teraz czas na rozmyślanie. Liam jest zajęty… hm, co takiego może robić? Uczyć się – idioto, przecież są wakacje! Grać w football z kolegami – bardzo możliwe. Być ofiarą gwałtu…

Louis wzdryga ię na tą myśl. Nawet nie chce wyobrażać sobie tak przerażającej i obleśnej sceny. Nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że nie może nic zrobić, będąc tu – w pieprzonym Londynie.


Odpuszcza sobie rozstrzyganie problemu Zayna, ponieważ jest on agresywnym dzieciakiem i Louis’ego wcale nie dziwi odrzucenie połączenia. Zamiast tego wyjmuje dzienniczek i otwiera na TEJ stronie. Przejeżdża palcem po nazwisku Niall’a i spostrzega zaschniętą łzę w rogu kartki. Harry musiał płakać, pisząc to. Jak więc powstrzymywał się do płaczu pisząc listy do niego?


Louis spogląda na wyświetlacz telefonu, na którym widnieje panel wpisywania numeru. Waha się, ale wpisuje pierwsze trzy cyfry… później kolejne… jeszcze ostatnie… I naciska ‘połącz’.

- Jest sygnał – szepta do siebie. – Błagam.

Nagle pikanie ustaje i po drugiej stronie ktoś nerwowo oddycha.

- Słucham? – odzywa się nastoletni, pełny nadziei, męski głos. 




Komentarz autora: Czy tylko mnie się wydaje, że ten rozdział jest BEZNADZIEJNY?

9 komentarzy:

  1. Cieszę się, że konynuujesz tą historię. Jak weszłam na blog organizacyjny i zobaczyłam, że przy four ways to destroy life jest nowa notka, od razu poprawiłam sobie humor. Wiem, że podczas czytania na pewno nie będzie on już taki dobry. Szczególnie biorąc pod uwagę tematykę jaką podejmujesz, ale jestem ci wdzięczna za twoje starania i próbę opisania spraw ważniejszych (i moim zdaniem ta próba wychodzi świetnie ;)). Mam nadzieję, że dalej będzie ci tak dobrze iść i nie zaprzestaniesz swojej twórczości. Pozdrawiam.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że będziesz czytać ;D I dziękuje :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej nie mogę się doczekać rozdziału :P
    Piszesz tak prawdziwie, że chwyta za serce :)
    Czekam z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, tylko tobie. Rozdział jest świetny. Ś-W-I-E-T-N-Y.
    Ogólnie to uwielbiam wszystko co piszesz. Wszystko jest takie realne..
    Czekam na następny xx.

    OdpowiedzUsuń
  5. tak tylko tobie, bo on jest wspaniały ! czekam :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Beznadziejny?! Tak, zdecydowanie tylko Tobie się tak wydaje.
    Rozdział jest znakomity i zapowiada ciąg dalszy niesamowitej historii.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Beznadziejny?! Ten rozdział?! No chyba Cie powaliło. Jest świetny. Czytałam to do dokładnie 5:26 a byle czego bym nie czytała do tej godziny. Baaaaardzo się cieszę że postanowiłaś kontynuować to dzieło. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną notkę. Xx <3

    OdpowiedzUsuń
  8. o boże nawet nie wiesz jak długo czekałam na ta historie i ciesze sie, że w końcu est. I wcale nie jest beznadziejny. jest cudowny i świetnie piszesz. czekam z niecierpliwością na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
  9. 49 year-old Tax Accountant Eleen Rewcastle, hailing from Maple enjoys watching movies like "Out of Towners, The" and Crocheting. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a Fox. lubie to

    OdpowiedzUsuń