WPROWADZENIE.
Josh natychmiast zapalił silnik i przywołał Louis’ego wraz z
chłopcem do samochodu. Usiedli na tylnych siedzeniach, obejmując się czule.
Wyglądali jak małe dzieci, siedzące pod stołem, które chowają się przed
straszną ciotką. Louis był jak ten odważniejszy chłopczyk, który broni
młodszej, chudszej siostry – w tym przypadku Harry’ego.
Josh założył na uszy słuchawki i
włączył muzykę, dając tym znak, że chłopcy mogą spokojnie porozmawiać. Harry
wciąż był roztrzęsiony, a Louis nie mógł uwierzyć w to, że ma kędzierzawego
nastolatka przy sobie. Z początku ogarniał go zachwyt i ekscytacja, ale potem
wracała szara rzeczywistość. Nie było czasu na myślenie – trzeba było działać.
Bardzo szybko i bez wahania. Sam wybrał tę drogę. Musiał pomóc trzem, biednym
siedemnastolatkom.
Na pierwszy ogień poszedł Harry, który
jak najszybciej musiał zrozumieć, że wszystko będzie dobrze.
- Harry. – Wypowiedział to imię bardzo
delikatnie. – Te wszystkie listy… Przysporzyłeś mi tyle kłopotów. Ale…
Otarł dłonią zaspane oczy, a Harry
podniósł leniwie głowę.
- Przepraszam – jęknął zachrypniętym
głosem, a Louis ponownie objął go i przycisnął do swojego torsu.
- Nie masz za co – sprostował. – To
była twoja najlepsza decyzja… Bo wiesz co zrobię poza uratowaniem ci życia?
Hazz podniósł wzrok i uniósł brwi,
chcąc powiedzieć: nie mam pojęcia.
- Będę tylko twój, mały – e słowa
wypłynęły z jego ust tak po prostu, bez żadnego przemyślenia lub wstrzymania
się. – Coś w twoim słowie pisanym sprawiło, że się w tobie zakochałem, ale…
jesteś jeszcze dzieckiem.
Harry wyplątał się z uścisku rąk
towarzysza i oparł twarz o zimne okno.
- Uraziłem cię? – Louis brzmiał tak,
jakby nie wiedział co w jego wypowiedzi było złe. Ale wiedział.
- Zawsze jest jakieś ale –
burknął. – Mam ochotę coś zjeść.
Lou zamrugał oczami ze zdumienia.
Kędzierzawy potrafił bardzo szybko zmienić temat.
Teraz spoglądał przez okno i mrużył
oczy. Zapewne myślał o tym gdzie jadą.
- Zjemy w domu i dopilnuję, byś tego
nie zwrócił.
- Miało być lepiej…
Louis uśmiechnął się pod nosem.
- I będzie. Czego się spodziewałeś?
- Tak sobie myślałem, że jeśli mnie
uratujesz to będzie happy end, czy coś – wyznał.
- Rumienisz się, Harry – Louis pisnął z
zachwytem i zachichotał. Ponownie przyciągnął go do siebie. – Pocałuj mnie.
Nastolatek wzdrygnął się ze zdziwienia
i długo patrzył w błękitne oczy. Niestety odwrócił się z rezygnacją.
- Nie chcesz całować kogoś takiego jak
ja – jęknął słabym, niewyraźnym głosem.
- Nie mów mi czego chcę – odparł z
satysfakcją szatyn i dwoma palcami uniósł brodę młodego. – No już, Harry.
Pragnę tego od chwili kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem.
- Jest mi wstyd, zrozum to – upierał
się, nadal spoglądając przez szybę. Tym razem tę po drugiej stronie.
- Niepotrzebnie.
Szybko przysunął swoją twarz bliżej
jego i pocałowali się. Na początku był to skromny całus, a potem głębszy
pocałunek.
- Pomożesz nam, prawda,
Louis? – Harry odważył się zapytać. – Mam na myśli…
- Wiem o czym mówisz, mały. – Właśnie
przejeżdżali przez jedną z ruchliwych ulic Londynu, gdy Louis przypomniał sobie
o Zaynie i Liamie. – Naprawimy was.
Uśmiechnął się i znów przycisnął
Harry’ego do klatki piersiowej. Ten wtulił się w niego i powoli zasnął.
Rozdział I. – Dwa zera, jeden, cztery,
dziewięć…
Przez pierwsze dni Louis przygotował dla Harry’ego miejsce do
spania w salonie. Kochał go i chciał z nim być, ale bał się, że to za szybko.
Nastolatek prędko przyzwyczaił się do życia w ciasnym mieszkaniu Tomlinsona.
Zasady były bardzo proste: jemy określoną ilość posiłku, zajmujemy się sobą,
nie oczyszczamy się i wykonujemy prace domowe według grafiku.
Nagrodą było spanie w jednym łóżku i zabieranie Harry’ego na wycieczki poza
miasto. Na tym pierwszym szczególnie zależało nastolatkowi, więc słuchał
Louis’ego. A przynajmniej robił wszystko co mógł, by ten myślał, że Harry
zdrowieje.
Niestety prawda była taka, że Harry objadał się, wymiotował i
uzupełniał zapasy w lodówce, by stwarzać pozory. Wszystko to robił gdy Lou
spędzał popołudnie w pracy. Po za tym były wakacje i pogoda dopisywała. Ale Haz
nie mógł pozwolić sobie na wyjście dalej niż do mini marketu naprzeciwko,
ponieważ nie posiadał kluczy. Marnował każdy dzień i także noc. Pragnął Louis’ego;
pragnął mieć go w sobie, ale Louis bał się pójść dalej niż o zwykłe całowanie i
obmacywanie. Bał się, że seks wykończy tak słabego fizycznie chłopaka.
Czekał na utęskniony urlop, podczas którego miał zamiar zrobić
wszystko, by Harry przybrał na wadze. On także czuł wirowanie w podbrzuszu, gdy
tylko widział kędzierzawego. Myślał o nim całymi dniami i nocami. Odliczał
tylko dni...
Któregoś dnia wraca do domu późno i Harry już dawno śpi. Leży
spokojnie w ich – teraz już wspólnej - sypialni i słodko pochrapuje.
Louis całuje go w policzek i wraca do salonu, by odsłuchać wiadomości nagrane
na sekretarce. Wciska guzik, po którym z aparatu wydobył się krótki pisk i głos
sekretarki:
Nieodebrane połączenie o 14.12
- Kochanie, mam ten numer do psychologa, o który prosiłeś – w
mieszkaniu rozbrzmiewa głos Jay Tomlinson. – Na pewno wszystko dobrze? Oddzwoń.
Następny pisk.
Drugie nieodebrane połączenie o 16.27
- Kiedy znów wyskoczymy na jakieś piwo? – Josh.
Jeszcze jedna wiadomość.
Trzecie nieodebrane połączenie o 20:03
Po drugiej stronie słychać tylko szum i czyjś oddech. To trwa
dłuższą chwilę.
- Proszę odbierz. – mówi nieznajomy głos. – Nie doceniłem tego co
mówisz, kurwa. Nie doceniłem ciebie, OK.?
Louis rzuca się na kanapę i marszczy brwi. Kto go nie docenił i o
co chodzi? Nie zna tego głosu. Nigdy wcześniej go nie słyszał.
- Jesteś pewien, że to ten numer? – zwraca się do kogoś innego,
ale jego głos wciąż dociera do słuchawki.
- Hej! Jestem najlepszy, tak? Kurwa, kim ty jesteś żeby
wątpić w moje zdolności? – słychać kogoś innego. Mniej wyraźnie i
ciszej.
Koniec połączenia.
Jęczy sekretarka.
Nie masz więcej wiadomości.
Louis wchodzi do kuchni nie mogąc zapomnieć głosu chłopaka.
Powtarza jego słowa pomijając przekleństwa i próbuje przypomnieć sobie czy to
co przed chwilą usłyszał mogło być kontynuacją jakiejś zapomnianej już relacji
między nim a chłopakiem. Niestety ta wiadomość jest dla niego kompletną
nowością. Nie ma pojęcia o co może chodzić.
Wsadza chleb do tostera i nastawia wodę
na herbatę. Siada przy stole, przeglądając gazetę, ale odkłada ją uznając, że
nie ma tam nic ciekawego. Usłyszawszy świst, biegnie do kuchenki i wyłącza
ogień, by nie obudzić Harry’ego. Wrzuca do kubka torebkę herbaty i zalewa ją
wrzątkiem. Tosty są już prawie gotowe. Za ten czas przygotowuje dżem i nóż do
smarowania. Ma dziś ochotę na nieco słodszą kolacje niż zwykle.
Gdy kończy jeść przypomina sobie, że jutrzejszy dzień rozpoczyna
jego urlop. Był tak zapracowany, że dopiero teraz to dostrzegł. Rezygnuje z
kąpieli i opiera się o framugę, obserwując chude ciało Harry’ego. Robi mu się
żal szesnastolatka. Dzięki listom może wyobrazić sobie jak bardzo cierpi w
środku, mimo to, że na zewnątrz okazuje radość. Mimo wszystko Louis uważa
Harry’ego za dojrzałego chłopaka, który da sobie radę z terapią i zwalczy swój
problem z jedzeniem.
NASTĘPNY DZIEŃ
Harry budzi się pierwszy. Uśmiecha się, gdy czuje ciepłą dłoń
przyciągającą go do czyjegoś ciała. Louis śpi wtulony w jego loki z uśmiechem
na twarzy. Bawi to nastolatka, ale doprowadza także do nieświadomego
westchnięcia. Wstaje, nie budząc szatyna i od razu udaje się do kuchni, by
przygotować śniadanie dla swego wybawiciela. Przeglądając wszystkie produkty
dostępne w lodówce, decyduje się na naleśniki. Wyjmuje potrzebne składniki i
bierze się do roboty. Zanim kończy, Lou wstaje i - nie szukając nastolatka –
idzie do łazienki. Siedzi tam dość długo, co jest bardzo korzystne dla
Harry’ego.
Świeży, czysty i ubrany w przylegające do jego ciała ciuchy,
wychodzi i podąża za wspaniałym zapachem. Nastolatek stoi w fartuchu i uśmiecha
się szeroko, wskazując obiema dłońmi na stół. Leżą tam dwa talerze, sztućce,
góra naleśników i biały, skromny wazon z czerwoną różą. Louis uśmiecha się i
mruga zadowolony, czując, że cię rumieni. Podchodzi do Harry’ego i całuje go
namiętnie w usta.
- Kocham Cię. – szepcze mu do ucha i próbuje zająć się jedzeniem,
ale Harry wciąż przylega do jego ciała. – No dalej, mały, bo wystygnie.
Mały posłuchał go. Zajmuje swoje miejsce przy stole. Patrzy
niepewnie na swoje śniadanie, wyobrażając sobie jak ląduje w toalecie. Louis
zauważa jego zmieszanie, więc głaszcze jego policzek i uśmiecha się.
- Dziś zaczynam cię pilnować – oznajmia. – Będzie dobrze, więc
jedz.
Co ma znaczyć, że Louis zacznie go pilnować? To wcale nie jest dla
Harry’ego nic dobrego. Oczyszczanie sprawiało mu przyjemność fizyczną, a przez
Louis’ego już owej nie będzie. Haz rozumiał, że w taki sposób miał się
wyleczyć, ale nie wiedział dokładnie do czego dojdzie. Czy zmniejszy się ilość
potrzeb ‘oddania’ jedzenia, czy nie będzie ich w ogóle?
~*~
Po południu Louis każe Harry’emu ładnie się ubrać i zaczekać w
samochodzie. Nastolatek wykonuje jego polecenie i gdy tylko opuszcza
mieszkanie, Louis wybiera numer swojej mamy i przykłada słuchawkę do ucha.
- Dziękuje, że tym razem oddzwoniłeś – wita się, niezbyt
entuzjastycznie mama.
- Przepraszam, mamo. Po prostu jestem wykończony… Wracam późno z
pracy, śpię do południa…
- Co się dzieje Louis? – przerywa mu natychmiast, wyczuwając coś
niedobrego w jego głosie.
- Wszystko jest w porządku – próbuje brzmieć naturalnie.
- Jestem twoją matką Louis Tomlinsonie – warczy. – Prosisz mnie o
numer do psychologa, a potem twierdzisz, że wszystko jest w porządku? Martwię
się o ciebie! Jeśli będzie trzeba to natychmiast przyjadę, skarbie.
- Zapewniam cię, że ze mną wszystko gra – nie skłamał. – Ten
psycholog nie jest dla mnie, mamo. Mój przyjaciel ma problemy, a mnie zależy na
tym, by wyzdrowiał.
W słuchawce szumi. Prawdopodobnie Jay odetchnęła z ulgą.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Boo Bear – przyznaje. – Masz przy
sobie kartkę?
Zabiera długopis i kawałek papieru leżący obok. Rodzicielka
zaczyna dyktować adres oraz cyfry…
~*~
- Gdzie jedziemy?
- Po pomoc – uśmiecha się Louis. – Musisz mi zaufać.
Harry’emu nie pozostaje nic innego jak
czekanie. Dojeżdżają do 55 Old Broad Street. Dość ruchliwej ulicy, po której
przechadza się tłum ludzi. Louis wysiada i trzaska drzwiami, ale Harry nie
rusza się z miejsca. Lou puka do niego przez szybę, ale kiedy orientuje się, że
nastolatek nie ma zamiaru wychodzić – z powrotem zajmuje swoje miejsce obok
niego.
- Zorientowałeś się już gdzie jesteśmy,
tak? – pyta na wydechu.
- Nie – odpowiada gburowato Harry. –
Ale nie chcę pokazywać się w takim miejscu.
- Dlaczego, skarbie? Jesteś przystojny.
Harry odwraca się i spogląda na
Louis’ego z uniesionymi brwiami, obejmując swój tors rękoma.
- Spójrz na mnie – mówi Harry. – Jak ja
wyglądam?
Louis nienawidzi patrzeć na Harry’ego z
myślą, że jest zbyt chudy, kościsty i obleśny. Dla niego Harry zawsze jest
piękny i uroczy. Odwraca więc wzrok i zatrzymuje go na tablicy z napisem: BROAD
STREET HAUSE.
- To nie jest tak ważne w tym
miejscu.
Haz ponownie unosi brew, a potem
marszczy obie.
- Tym miejscu? A co to
za miejsce? – można usłyszeć oburzenie w jego głosie. – Wziąłeś mnie do domu
wariatów?
Louis wybucha niekontrolowanym
chichotem. Ale to wcale nie jest śmieszne…
- Tu – wskazuje duży budynek. – jest
psycholog. Chcę żebyś wyzdrowiał, Harry.
- Myślałem, że sami sobie z tym
poradzimy – odpyskuje i odwraca się obrażony.
- Harry zachowujesz się jak małe
dziecko – kwituje Tomlinson. – Sam dobrze wiesz, że nie dałbym rady aż tak ci
pomóc. Nie znam się na tym… poza tym mamy mało czasu. Chcę cię mieć dla siebie
jak najszybciej.
Kędzierzawy odwraca się z powrotem i
uśmiecha mimo wcześniejszych fochów.
- Wiem co robiłeś, gdy byłem w pracy i
tego ci nie wybaczę – Louis nadal mówi surowym tonem i tym razem wymachuje
palcem przed nosem Harry’ego. Lecz łagodnieje po chwili i zbliża się do jego
warg. – Zrób to dla mnie i idź tam. Kocham Cię, wiesz?
Haz dociska swojego usta do jego i
zakańcza pocałunek głośnym mlaśnięciem.
- Wiem.
~*~
Tomlinson postanawia jakoś wykorzystać
ten czas. Harry powinien siedzieć i mówić o swoich przeżyciach przez całą
godzinę, a Louis… no cóż, Louis musi działać. Obiecał, że pomoże; pomoże nie
tylko szesnastolatkowi, ale także jego kolegom, którzy są teraz gdzieś w swoim
rodzinnym mieście i nadal przeżywają te okropieństwa.
Niestety jest pewien problem. Louis
nigdy nie zaczynał rozmowy na te tematy, więc nie wie nawet, gdzie
mieszkają chłopcy. Teraz jest gotów pobić sam siebie za tą bezmyślność i
odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Pierwsze co wpada mu do głowy to
przeszukanie rzeczy Harry’ego. Na pewno jest tam coś co naprowadziłoby go na
właściwy trop.
Jedzie więc do mieszkania i od razu
udaje się do sypialni. Haz trzyma wszystkie swoje rzeczy w walizce na dnie
szafy. Nie ma ich zbyt dużo, ale coś na pewno musi się znaleźć. Louis
przeszukuje wszystko, nie tracąc nadziei. Nagle w jego ręce wpada mały,
sponiewierany notes. Otwiera na byle jakiej stronie i spostrzega kilka numerów.
Nazwiska nic mu nie mówią, więc przegląda dalej. W końcu natrafia na adres i
kilka imion, które Louis dobrze zna.
Liam Payne – 0012488248 J
Zayn – 0044363727 L
Niall Horan – 0014969854 [*]
(prawdopodobnie już bezużyteczny numer) Niall wróć!
Louis gapi się na dopisek przy imieniu
Niall’a tak długo, aż jego kolana miękną i upada na podłogę, by płakać.
Dziesięciokrotnie czytaa nazwisko chłopaka, który przedawkował i nie żyje. Już
nigdy nie będzie mógł go poznać, a co gorsza – Harry już nigdy nie zobaczy
kogoś do kogo się zbliżył.
Wyjmuje komórkę, która ciąży w jego
kieszeni i wybiera pierwszy numer. Odsłuchuje sygnały, ale nikt nie odbiera. W
końcu włącza się sekretarka.
- Dzień dobry, tu Liam Payne.
Przepraszam, że nie mogę teraz odebrać. Oddzwonię później, dziękuje.
To łagodny, delikatny głos. Od razu można powiedzieć, że chłopak
wychował się w dobrej rodzinie ze względu na maniery. Louis zdycha na myśl
jakie rzeczy dzieją się temu biednemu nastolatkowi.
Nie zwleka i wybiera drugi numer. Tym
razem nie odzywa się sekretarka. Połączenie zostaje odrzucone.
Louis spogląda na zegarek i orientuje
się, że Harry kończy za pięć minut. Łapie dziennik i zarzuca płaszcz, a
następnie zbiega po schodach najszybciej jak umie.
~*~
Na miejscu wcale nie ma Harry’ego.
Wysłał Louis’emu wiadomość, że zostanie jeszcze piętnaście minut. Szatyn
uśmiecha się, gdy to widzi i pierwszy raz od dawna oddycha z ulgą. Ma teraz
czas na rozmyślanie. Liam jest zajęty… hm, co takiego może robić? Uczyć się
– idioto, przecież są wakacje! Grać w football z kolegami
– bardzo możliwe. Być ofiarą gwałtu…
Louis wzdryga ię na tą myśl. Nawet nie
chce wyobrażać sobie tak przerażającej i obleśnej sceny. Nie potrafi przyjąć do
wiadomości tego, że nie może nic zrobić, będąc tu – w pieprzonym Londynie.
Odpuszcza sobie rozstrzyganie problemu
Zayna, ponieważ jest on agresywnym dzieciakiem i Louis’ego wcale nie dziwi
odrzucenie połączenia. Zamiast tego wyjmuje dzienniczek i otwiera na TEJ stronie.
Przejeżdża palcem po nazwisku Niall’a i spostrzega zaschniętą łzę w rogu
kartki. Harry musiał płakać, pisząc to. Jak więc powstrzymywał się do płaczu
pisząc listy do niego?
Louis spogląda na wyświetlacz telefonu,
na którym widnieje panel wpisywania numeru. Waha się, ale wpisuje pierwsze trzy
cyfry… później kolejne… jeszcze ostatnie… I naciska ‘połącz’.
- Jest sygnał – szepta do siebie. –
Błagam.
Nagle pikanie ustaje i po drugiej
stronie ktoś nerwowo oddycha.
- Słucham? – odzywa się nastoletni,
pełny nadziei, męski głos.
Komentarz autora: Czy tylko mnie się wydaje, że ten rozdział jest BEZNADZIEJNY?
Cieszę się, że konynuujesz tą historię. Jak weszłam na blog organizacyjny i zobaczyłam, że przy four ways to destroy life jest nowa notka, od razu poprawiłam sobie humor. Wiem, że podczas czytania na pewno nie będzie on już taki dobry. Szczególnie biorąc pod uwagę tematykę jaką podejmujesz, ale jestem ci wdzięczna za twoje starania i próbę opisania spraw ważniejszych (i moim zdaniem ta próba wychodzi świetnie ;)). Mam nadzieję, że dalej będzie ci tak dobrze iść i nie zaprzestaniesz swojej twórczości. Pozdrawiam.;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że będziesz czytać ;D I dziękuje :*
OdpowiedzUsuńJej nie mogę się doczekać rozdziału :P
OdpowiedzUsuńPiszesz tak prawdziwie, że chwyta za serce :)
Czekam z niecierpliwością :*
Tak, tylko tobie. Rozdział jest świetny. Ś-W-I-E-T-N-Y.
OdpowiedzUsuńOgólnie to uwielbiam wszystko co piszesz. Wszystko jest takie realne..
Czekam na następny xx.
tak tylko tobie, bo on jest wspaniały ! czekam :))
OdpowiedzUsuńBeznadziejny?! Tak, zdecydowanie tylko Tobie się tak wydaje.
OdpowiedzUsuńRozdział jest znakomity i zapowiada ciąg dalszy niesamowitej historii.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Beznadziejny?! Ten rozdział?! No chyba Cie powaliło. Jest świetny. Czytałam to do dokładnie 5:26 a byle czego bym nie czytała do tej godziny. Baaaaardzo się cieszę że postanowiłaś kontynuować to dzieło. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną notkę. Xx <3
OdpowiedzUsuńo boże nawet nie wiesz jak długo czekałam na ta historie i ciesze sie, że w końcu est. I wcale nie jest beznadziejny. jest cudowny i świetnie piszesz. czekam z niecierpliwością na kolejny xx
OdpowiedzUsuń49 year-old Tax Accountant Eleen Rewcastle, hailing from Maple enjoys watching movies like "Out of Towners, The" and Crocheting. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a Fox. lubie to
OdpowiedzUsuń