Rozdział II - Wiewiórka zbiera zapasy na zimę



Ruth: Jak długo mnie tu nie było !!!!! Przepraszam wszystkich, którzy liczyli na nowe rozdziały i u których rozczarowanie pojawiało się na twarzy, za każdym razem, gdy widzieli jedno i to samo. Postaram się to zmienić :) Wiecie jak was kocham i oczywiście lubię czytać wasze opinie. Nie opuszczajcie rozdziału bez komentarza, to nic trudnego, załogo ;p WSKAZÓWKA Zrobicie to dla mnie? Tak za ten rozdział ;)?

~*~

Louis rozłącza się i odrzuca telefon na drugi fotel. Serce bije mu niewiarygodnie szybko, gdyż nie może uwierzyć, że połączenie odebrał właśnie Niall. Chłopak, który powinien być martwy. Harry wyraźnie zaznaczył w liście, że nawet w szkole mówiło się o stracie ucznia. W takim razie kto odebrał? Czy w jakiś sposób udało się uratować chłopaka?
W szybę od strony kierowcy puka szesnastolatek i uśmiecha się łagodnie do Louis’ego, który podskakuje z zaskoczenia. Macha ręką i szybko zabiera swój telefon. Harry siada obok i wpatruje się w niego, wyczekując na jakąś reakcje. Po chwili orientuje się, że coś jest nie tak. Szatyn patrzy przed siebie, pogrążony w myślach. Jego prawa dłoń spoczywa na kierownicy i trzęsie się.
- W porządku? – pyta z troską w głosie Harry.
Louis wzdycha głośno i odwraca się do kędzierzawego chłopca, lecz nie odpowiada na jego pytanie.
- Harry musisz powiedzieć mi coś ważnego. – Zbiera w sobie wszystkie siły, by rozpocząć rozmowę. – Jesteś pewien, że Niall nie żyje?
Harry szeroko otwiera oczy i z niedowierzaniem patrzył prosto w drgające tęczówki Tomlinsona. Jest całkowicie pewien, że to Louis potrzebuje terapeuty – nie on.
- Louis, nie okłamałbym cię. Bardzo chciałabym żeby żył – odpowiada drżącym głosem.
Lou rozgląda się po wnętrzu pojazdu i nieporadnie szuka swojej komórki, którą znów gdzieś zgubił. Nie może nic utrzymać i skupić się. Jego myśli krążą wokół dwóch listów jakie dostał jakiś czas temu; listów opowiadających o Niall’u.
- Co się dzieje, Louis? – Głos Harry’ego świadczył o tym, że chłopiec jest bliski płaczu.
- J-ja… po prostu… - oddycha głęboko i w końcu zastyga. Chowa twarz w dłoniach i próbuje uspokoić swoje ciało. Wciska rękę do kieszeni i napotyka twardy, prostokątny przedmiot. – Znalazłem to. – Wyjmuje notes i przewraca go w dłoniach, pokazując Harry’emu. – Zadzwoniłem do każdego z nich.
- Każdego – powtarza Harry.
- Tak – przytakuje Louis, choć dobrze wie, że to nie było pytanie – u Liama włączyła się sekretarka, Zayn odrzucił połączenie, a Niall…
- Niall nie żyje – poprawia go Harry – kto odebrał jego telefon, Lou?
Louis zamiera, wyczuwając zwyczajny ton głosu nastolatka, który jeszcze niczego się nie spodziewa.
- Słuchaj… to, co powiem będzie dziwne, ale… wydaje mi się, że… to właśnie Niall odebrał telefon – jąka się.
Harry zamiera - tak po prostu. Siedzi sobie nadzwyczajnie w świecie, nagle chowa twarz w kolanach i obejmuje rękoma loki. Wstrzymuje oddech przez długi czas, aż w końcu pociąga nosem i prostuje się, ukazując mokre oczy.
- Dlaczego robisz mi nadzieję? – pyta przez zęby – Wystarczająco dużo razy zostałem skrzywdzony.
- Nie kłamię – upiera się Louis – Niall naprawdę odebrał. I sądzę, że to on zostawił wczoraj wiadomość na sekretarce. Aby się upewnić, pojedziemy do domu i sprawdzimy to jeszcze raz.
~*~
Harry pierwszy wysiada z samochodu kiedy ten tylko się zatrzymuje. W wejściu do budynku stoi kobieta obładowana siatkami, ale Harry nie myśli jej pomóc. Na szczęście Louis zatrzymuje go w porę, gdy ten chce przeciskać się przez wąską szparę pomiędzy staruszką, a drzwiami.
- Bez pośpiechu, młody! – woła za nim i wbiega po schodach. Zabiera zakupy i podąża za kobietą, która wysyła mu wdzięczne spojrzenie. Harry wywraca oczami i również oferuje swoją pomoc. Zabiera tylko dużą paczkę papieru toaletowego i torbę z warzywami, gdyż nie jest w stanie udźwignąć nic więcej.
Docierają do mieszkania 14, odkładając własność staruszki i odchodząc do swojego mieszkania, tłumacząc, że nie trzeba dziękować. Harry wyprzedza Louis’ego o kilka kroków. Nie sądzi, że potrafi być aż tak niecierpliwy. Wkrótce zamykają za sobą drzwi i rzucają się na telefon. Louis wciska odpowiednie guziki, by przywołać wczorajszą rozmowę.
Nieodebrane połączenie o 20:03
Szatyn lustruje wzrokiem nastolatka i analizuje jego reakcję. Każdy ruch, skrzywienie się lub uniesienie brwi. Z małego głośnika wydobywa się głos, lecz nawet Louis dostrzega różnicę między nim, a tym, który odebrał komórkę. Harry kręci głową i marszczył brwi. Odsuwa się i podpiera boki.
- To nie jest Niall! – stwierdza, naburmuszony – Do cholery, mówiłem!
- Uspokój się - wzdycha Louis i opada na kanapę – Ale zapewniam cię, że komórkę odebrał również nastolatek. Miał łagodny głos, choć brzmiał dość zabawnie.
Uśmiecha się, a Harry rzuca w niego poduszką, którą wziął z fotela.
- Jest jakiś sposób na oddzwonienie do TEGO chłopaka? – pyta, wskazując na telefon.
- Już sprawdzałem, zastrzeżony – wycedza z rezygnacją, by po chwili przypomnieć sobie o nagraniu na automatycznej sekretarce – Poznajesz go? To bardzo ważne Harry.
- Nie patrz na mnie jak na idiotę – prycha, opada na fotel i tuli poduszkę. Długo wpatruje się w swoje dłonie, a potem zaczyna bawić się paznokciami. Nie chce odpowiadać na to pytanie.
- Harry, nie słyszałeś, co mówiłem?
Wzrusza ramionami.
- Słyszałem. Aż za dobrze – przyznaje – znam ten głos i wiem, kto to jest. Ale nie sądzę, żeby to co mówił było szczere.
- Jak dla mnie było aż zbyt szczere.
- W tym rzecz…
Tomlinson nadal nie spuszcza z niego wzroku. Może jedynie domyślać się o kogo chodzi.
- To Liam? – pyta w końcu.
Nastolatek przeczy szybkim ruchem głowy.
- Zayn, prawda?
Harry wzdryga się i odruchowo łapie swoje delikatne ramiona, na których gościły siniaki. 
- Tak, to on – wyznaje z przejęciem.
~*~
Następny dzień nie zaczyna się tak dobrze jak poprzedni. Żaden z chłopców nie chce wstać z łóżka, a co dopiero dyskutować na temat wczorajszych zdarzeń. Budzik Louis’ego dzwoni jako pierwszy i mimo nieustających fochów, szatyn wstaje z łóżka. Gdyby nie kolejna wizyta u psychologa, obaj spaliby do południa.
Harry nadal leży na swojej połówce łóżka i nasłuchuje dźwięków dochodzących z łazienki oraz kuchni. Chce myśleć o czymkolwiek prócz wczorajszych telefonach. To nie możliwe, że Niall żyje. I co chciał Zayn? Im mocniej Harry pragnie odepchnąć te myśli, tym szybciej wracają – i to ze zdwojoną siłą.
Kędzierzawy chłopak zrywa się z miejsca i w samych bokserkach wędruje do Louis’ego, który w zamyśleniu miesza płatki w misce z mlekiem, które zdążyło już wystygnąć. Nastolatek siada przy swoim chłopaku. Mierzy go surowym spojrzeniem i marszczy brwi, czekając aż ten się ocknie i będzie gotowy do rozmowy.
- Hm? – mruczy przeciągle Louis i raczy unieść swoją ciężką głowę – Dzień dobry, kochanie.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry – bełkocze w odzewie – Trzeba zadzwonić na ten numer.
Przesuwa po stole notes otwarty na trzech nazwiskach i adresie. Louis zaciska wargi i mruga. Nie jest pewien tego, co zaraz zrobi, ale w końcu robi to dla Harry’ego. Wstaje i udaje się do salonu, skąd zabiera komórkę. Wraca do kuchni i tym razem siada obok Harry’ego, obejmując go ramieniem. Wpisuje numer i zawiesza palec nad „połącz”.
- Sam nie wiem, Haz – przeciąga – może się myliłem. Zostawmy to.
- Zamknij się i dzwoń wreszcie.
Louis unosi wysoko brwi.
- Przepraszam, co ty do mnie powiedziałeś?
Harry wzdycha, wywracając oczami i ustawiając głowę centralnie przed twarzą Louis’ego.
- Przepraszam. – Całuje go. – Czy mógłbyś zadzwonić? Proszę.
Louis uśmiecha się triumfalnie, znów spoglądając na telefon i poważniejąc.
- Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że to nie jest twoja wina.
Nastolatek przytakuje: - Po prostu dzwoń.
Tak też robi. Przykłada urządzenie do ucha i wyczekuje. Słyszy sygnały – dokładnie takie same jak ostatnim razem. Pomiędzy nimi znajduje się cisza, przyprawiająca Louis’ego o jeszcze większe zaniepokojenie i niecierpliwość. Nagle słyszy charakterystyczny szum, świadczący o odebraniu połączenia. Znów ten sam oddech i nagle…
- Możesz się odwalić?! – ktoś krzyczy – Znów ten sam idiotyczny żart? Kim jesteś, skurwysynie, znajdę cię! – nie oszczędza obelg – Dobrze ci radzę, nie wydzwaniaj tu!
- Em… - Louis jest oszołomiony. – Przepraszam, że ostatnio się rozłączyłem. Po prostu byłem lekko… zdziwiony? 
Na twarz Harry’ego wdaje się zaskoczenie.
- Co? – Osoba po drugiej stronie wyraźnie łagodnieje. – Och, nie, spoko. Niepotrzebnie się uniosłem…
- Nic nie szkodzi – Louis przerywa mu i chichocze, by rozluźnić atmosferę. – Możesz mi powiedzieć jak masz na imię?
Przez chwilę panuje cisza.
- A co to? Seks-telefon czy randka w ciemno? – wyraźnie się oburza, przez co Louis zdaje sobie sprawę z tego, jak głupio zabrzmiał – Dlaczego miałbym podawać ci swoje imię?
- Chyba niewłaściwie zacząłem. – Karci się. – Może inaczej… Znałeś Harry’ego Styles’a?
- H-harry’ego? – powtarza z wahaniem. – Kim jesteś?!
- Jestem jego – zacina się - bliskim przyjacielem, który stara ci się pomóc. Oczywiście jeśli jesteś osobą, której szukam…
- Nie dzwoń do mnie więcej.
- Przepraszam? Nie, czekaj!
- Czego?! Naprawdę nie mogę teraz rozmawiać!
- Powiedz tylko, czy jesteś Niall Horan!
- Nie!
- Im mocniej zaprzeczasz, tym gorzej wychodzi ci kłamanie – obwieszcza Louis - Wiem co się tam dzieje… Tylko powiedz, gdzie jesteś.
Harry zaczyna wyrywać Louis’emu telefon.
- Ja z nim pogadam!
- Harry, zaczekaj!
- Harry tam jest?! – chłopak aż piszczy - Powiedz mu, że wiewiórka robi zapasy na zimę. Będzie wiedział.
Połączenie zostaje zerwane. Louis oddaje Harry’emu telefon, ale po drugiej stronie już nikogo nie ma. Żadnego odzewu. Harry krzyczy i woła, ale Niall rozłączył się. Louis patrzy na niego współczująco.
- I co?! – pyta głośno Harry – Czy to był on?!
- Tak, myślę, że tak – przyznaje szatyn, zaciskając wargi.
Nastolatek łapie się za głowę. Jest wyraźnie podekscytowany.
- Nie wierzę! On żyje…
- Żyje, ale prawdopodobnie już od nas nie odbierze. – Louis krzywi się. – Musimy jechać do twojego rodzinnego miasta i znaleźć go. Kazał przekazać, że wiewiórka zbiera zapasy na zimę.
Harry unosi wysoko brwi, tak, że te znajdują się prawie na linii włosów.
- Boże, znów to robi – wzdryga się Harry.
- Co takiego? – Louis pozwala sobie na przyciągniecie chłopaka bliżej siebie.
- Bierze, ćpa, wciąga – wymienia Harry, czując jak łzy napływają do jego oczu.
- Znajdziemy go, nie płacz.
- Uh, wychodzi na to, że musimy odwiedzić Holmes Chapel – rzecze nastolatek i wtula się w bok Louis’ego, a ten całuje go w policzek, wiedząc jak złe wspomnienia Harry wiąże z tamtym miastem.
- Ale najpierw wyzdrowiejesz. 

6 komentarzy:

  1. To jest zajebiste! Wreszcie się doczekałam,ale warto było czekać. Uwielbiam to jak piszesz po prostu to wielbię. Czytałam pare twoich dzieł i jestem pod wielkim wrażeniem. Piszesz bajecznie i w jednym rozdziale potrafisz umieścić tyle uczuć. Co do rozdziału to nie bardzo wiem co napisać bo nie moge tego przetrawić. Za wspaniałe. Tak czy inaczej rozdział bardzo mi się podobał, z resztą tak jak poprzedni i z pewnością następny. Mogłabym mieć do ciebie prośbę, czy mogłabyś mnie informować o nowościach, jeśli jest taka możliwość oczywiście?? Je§li tak to z góry dziękuję, jeśli nie to trudno, i tak będe tu zaglądać. :D Czekam na next, weny!! <33 @Love_Larry4ever

    OdpowiedzUsuń
  2. Soooo… Hej! Naprawdę, wciąż próbuję zrozumieć, jak to się stało, że nie skomentowałam pierwszego rozdziału, ale nie mam odpowiedzi. Dziwne. Nawet nie przypominam sobie, żebym zapomniała skomentować czy coś. Po prostu to jest tak, jakbym nigdy nie czytała rozdziału pierwszego, rozumiesz? Nie? Ja też nie, nieważne.
    Wprowadzenie.
    W wprowadzeniu było trochę błędów – literówek. To pierwsze, co rzuciło mi się w oczy. „Działaś” – „działać”; „siedemnastolatką” – „siedemnastolatkom”; „tą” (szybę) – „tę”. Poza tym dialogi także błędnie zapisane. Jeśli chodzi o samą treść – podobało mi się. Ta rozmowa między Louis’em a Harry’m, była naturalnie nienaturalna (jakkolwiek to brzmi), dzięki czemu wypadła bardzo realnie. I bardzo fajnie, że Harry nie chciał go pocałować, i fajnie, że Harry pomyślał także o swoich przyjaciołach (wciąż nie jestem w stanie wybaczyć Ci tego, że zabiłaś Nialla!), ale najbardziej w tym wszystkim spodobał mi się tekst Pana Tomlinsona: „Naprawimy was”.
    Rozdział pierwszy. W ogóle ciekawi mnie tytuł. Długo zastanawiałam się nad nim, zanim zaczęłam czytać i naprawdę miałam nadzieję, że znajdę odpowiedź na gnębiące mnie pytanie w treści rozdziału.
    Och, Harry. Tak bardzo mi cię szkoda. Dlaczego to sobie robisz? Dlaczego robisz to Tomlinsonowi. I, cholera, Tommo! Jesteś aż tak ślepy i nie widzisz tego, co wyprawia Styles? O, naiwny. Podoba mi się wstawka z nieodebranymi połączeniami. Oczywiście, jest to ważne dla opowiadania – zarówno psycholog, jak i nieznany osobnik, który wykonał połączenie o 20.03. Ale jest to także miłe urozmaicenie, bo właściwie w każdym opowiadaniu telefon jest albo odebrany, albo zignorowany. Dawno nie spotkałam się z nagrywaniem na sekretarkę i to cholernie miłe, że przypomniałaś, iż coś takiego jak poczta głosowa istnieje. Przy okazji naprawdę mnie zaciekawiłaś – kto to, do cholery, dzwonił?! Oczywiście, zakładam, że to ktoś do Harry’ego, aczkolwiek ciekawe, skąd ów osobnik ma numer.
    W ogóle podoba mi się zmiana pisania. Wiem, że to trudne, tak „z dnia na dzień” zmienić sposób pisania, ale to jedynie pokazuje Twoje zdolności. Zazwyczaj piszesz w czasie przeszłym w trzeciej osobie. Teraz jest tryb oznajmujący. To coś nowego, ale wciąż czyta się przyjemnie.
    Cieszę się, że okazało się, iż Lou jednak dostrzegł problem. I dobrze, że nie postanowił radzić z nim sobie sam na sam z Harrym, bo z tego nie wyszłoby nic dobrego. Jestem z Ciebie dumna, Tomlinson.
    Patrząc na spis numerów, już wiem, skąd ten tytuł rozdziału. I patrząc na ten dopisek, zaczęłam ryczeć, choć przecież to tylko fikcja. Ale jednak… Ech. I, och. W sumie spodziewałam się, że Liam lub Zayn odbiorą, więc zaskoczyłaś mnie tym, że ani jeden, ani drugi nie odebrał telefonu. Ale już wiem dlaczego… O JEZUSIE, MARIO I WSZYSCY INNI! KTOŚ ODEBRAŁ TELEFON NIALLA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Wiewiórka zbiera zapasy na zimę”. Zanim przeczytałam rozdział, pomyślałam, że coś z Tobą nie tak. Wybacz! ; )
      Louis to idiota. Oświadczam to wszem i wobec. Cholera, Tomlinson, nie znasz Nialla! Harry powiedział jasno, że Horan nie żyje (jasne, mam nadzieję, że się myli), więc jak mogłeś sobie ubzdurać, że to Niall odebrał telefon. I jeszcze powiedzieć to Hazzie. Nie no, świetnie, nie ma co. Pogratulować inteligencji. Boże. Z kim ja się zadaję. Um, wytnijmy to ostatnie. Nie chcę, żeby uważano, iż uważam postacie fikcyjne za osoby realne, z mojego otoczenia. Nevermind.
      Zdecydowanie rozumiem podenerwowanie i zniecierpliwienie Harry’ego. Jest młody, naiwny, targają nim emocje – świetnie opisana scena spod budynku. I rozumiem frustrację Stylesa, kiedy słyszy głos z sekretarki i wie, że to nie Niall. I naprawdę NIE rozumiem Tomlinsona, który uparcie twierdzi, że zmarły chłopak odebrał telefon. Głupek.
      No, ale przynajmniej dowiadujemy się, kto dzwonił do mieszkania Lou. Hm, Zayn. Nie do końca się tego spodziewałam; myślałam, że być może zaskoczysz nas jakąś nową postacią. Ciekawie. Zastanawia mnie jednak tylko fakt, iż ani Harry, ani Louis nie pomyśleli o tym, by raz jeszcze zadzwonić na numer Nialla, by od razu się przekonać, co tam się dzieje. To aż taki problem, by na to wpaść?
      Jestem oszołomiona, jak Louis. Cholera, co za reakcja. No sorry, Lou dzwoni zaledwie drugi raz, a wątpię, by Niall (czy ktokolwiek inny, kto odbiera telefon) zapisał sobie w kontakt numer, który tylko raz do niego dzwonił, a osoba po drugiej stronie nic nie mówi. No, przynajmniej ja tak nie robię. W każdym razie ta reakcja jest tak wyolbrzymiona, że przeczytałam ten fragment kilka razy, upewniając się, że nic nie przegapiłam. Seks-telefon, a to dobre! Haha, uśmiałam się! Brawo Niall (czy ktokolwiek). Yeah, a jednak! Niall Horan żyje! I znów ćpa. Kolejny idiota. Nie no, rozumiem. Akurat jego rozumiem. Z jednej strony się cieszę, z drugiej się martwię, z trzeciej znów uważam Tomlinsona za kretyna. To, jak poprowadził rozmowę z Irlandczykiem było beznadziejne. Ale dzięki temu ukazałaś go jako człowieka z krwi i kości. A to lubię.
      W podsumowaniu powiem, że, cholera, jestem zafascynowana tym opowiadaniem. Dobra tematyka, moja kochana. I naprawdę przeogromnie się cieszę, że postanowiłaś kontynuować 4 Ways to Destroy Life, bo było to pierwsze opowiadanie Twojego autorstwa, które przeczytałam. I na zawsze będę mieć do niego sentyment.
      Pozdrawiam,
      wanilia.

      @wanilia03 ; wanilia-story.blogspot.com

      PS. Taka zabawna wstawka: zamiast „Pozdrawiam” napisałam „Pizdawiam”, ale się poprawiłam. ; )

      Usuń
  3. Gdy zobaczyłam tytuł myślałam, ze upadłaś na głowe czy coś, ale potem... Na reszcie!! Wróciłaś! Kocham Cię. Zawsze kochałam ale teraz jeszcze bardziej! To było genialne. To po prostu... Nie umiem sie wysłowić, przepraszam. To.Jest.Cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, znalazłam Twój blog szukając pewnej informacji. Czytam.... i mam nadzieję, że będziesz dodawała kolejne rozdziały do opowiadań będacych w toku pisania. Nie mam takiej zdolności operowania słowem jak Ty, ale jestem pełna podziwu, jak wnikasz w duszę czytelnika. I..pisz, pisz dalej....a ja będę czytac. Jeżeli można, proszę o informacje o dodawaniu notek/postów/rozdziałów na maila: surra@o2.pl. Dziękuję i pozdrawiam. Barbara
      zę sił, weny twórczej i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń